piątek, 21 października 2011

Powrót z noworodkiem do domu - przygotowanie starszego rodzeństwa (z doświadczenia)

Autorem artykułu jest Ayah



Przygotowanie naszych pociech na przyjęcie brata lub siostry nie musi być trudne. Stosując się do kilku wskazówek możemy bardzo ułatwić naszym smykom zaakceptowanie tej sytuacji, a nawet powiem więcej - wzbudzić w nich radość i ciekawość tym, co się niedługo wydarzy.

Pojawienie się maleństwa w domu jest ważnym wydarzeniem dla całej rodziny - jednak najbardziej przeżywają to nasze starsze pociechy. Naszym - rodziców - obowiązkiem jest im pomóc znaleźć się w nowej sytuacji, zaakceptować nowego członka rodziny i pokochać go.

Wszystko ma swój początek już podczas ciąży. Znajdujemy odpowiedni moment dla naszej pociechy na powiadomienie o fakcie pojawienia się młodszego rodzeństwa. Kiedy to zrobić? Zależnie od wieku dziecka, jego indywidualnego rozwoju - szczególnie emocjonalnego - oraz od nastroju w danym dniu, może to być początek ciąży, jak również trzeci trymestr. Wszyscy, którzy będą uczestniczyć w rozmowie powinni być pogodni, dyspozycyjni (może paść wiele pytań) i otwarci w rozmowie. Moje propozycje i pomysły były stosowane przeze mnie i wiele innych znanych mi osobiście małżeństw (dzieci miały od 1,5 do 5 lat)

Naszemu smykowi najpierw opowiadamy o tym, jak ono się pojawiło na świecie, co wtedy czuliśmy, jak bardzo go pokochaliśmy, jaki stał się dla nas ważny. Wspomagamy się fotografiami z ciąży, z pierwszych dni, ważnych momentów (np. kąpiel, spacery). Taka rozmowa na jeden dzień jest w zupełności wystarczająca. Na następny dzień w odpowiednim momencie wracamy do tematu, rozpoczynając "czy pamiętasz, jak wczoraj mówiliśmy, o twoim narodzeniu..." itd., w tym momencie jest czas na porównanie sytuacji - mama pokazuje swój brzuszek opowiadając, że zamieszkało tam dzieciątko. Pozwalamy dziecku brzuszek dotknąć, proponujemy przytulenie się lub/i powiedzenie zwyczajne "cześć" do brzuszka. Jeśli dziecko jest zafascynowane i szczęśliwe odpowiadajmy na wszystkie jego pytania - ale gdy skończy pytać, dajmy spokój. Po kilku dniach wróci do tematu. Najzwyczajniej musi wszystko przemyśleć. Jeśli dziecko nie chce słyszeć o "nowym" dziecku - nie krytykujmy, pozwólmy mu odejść, nie wracajmy do tematu przez min. kilka dni - jeśli samo nie rozpocznie rozmowy, spróbujmy jeszcze raz. Dobrze by było wtedy spotkać się z kimś, kto ma małe dziecko - by nasz smyk mógł sam zobaczyć, że "nie taki diabeł straszny". W odstępach kilkudniowych wracać do rozmowy - pamiętając o dobrym nastroju naszym i dziecka.

NARODZINY - POWRÓT DO DOMU - przy takim małym dziecku sprawdziły się trzy ważne rzeczy.

1. Po powrocie ze szpitala tata ma maleństwo na rękach - nie mama. Mama przytula swojego starszaka i rozmawia, jak spędził ostatnie dni bez mamy (oczywiście jeśli smyk nie chce rozmawiać, tylko chce zobaczyć dzieciątko - pokazujemy). Po rozmowie, mama z tatą pokazując niemowlę przekazują dziecku niespodziankę - mówiąc, że to z okazji pojawienia się w naszej rodzinie "Adasia" (imię dziecka nowonarodzonego) - co będzie tą niespodzianką zależy od nas samych, u mnie był to miś grający na gitarze.

2. Odwiedzająca nas rodzina i inne bliskie nam osoby wcześniej prosimy, by przy wejściu poświęcili choć chwilę na rozmowę ze starszakiem (nie na temat niemowlaka), a potem, by to właśnie starszak zaprowadzał gości do brata/siostry, a rodzice niech będą krok za nim (dziecko poczuje się naprawdę ważne i docenione).

3. Goście powinni mieć choć drobnostkę dla starszaka "z okazji narodzin brata/siostry".

Pozwalajmy smykowi uczestniczyć w ważnych chwilach - typu kąpiel, przewijanie, karmienie. Koniecznie dajmy maluszka do potrzymania, przytulenia, pocałowania (oczywiście pod nadzorem mamy/taty). Znajdźmy każdego dnia czas tylko dla starszaka (np. podczas snu maleństwa - nawet gdy czeka tona prasowania/sprzątania - nasze dziecko jest teraz ważniejsze) - gdy maleństwo zapłacze nie biegnijmy od razu - poczekajmy - często, to właśnie nasz starszy smyk powie "mamo Adaś płacze idź do niego" - odpowiedzmy opisując nasze zadowolenie z troski o rodzeństwo. Chwalmy dziecko za każdą chęć pomocy. Doceni to i łatwiej zaadaptuje się do nowej sytuacji.

W organizowaniu wolnego czasu starszakowi na pewno pomoże chusta - jako mama 4 dzieci - dwukrotnie z różnicą wieku poniżej dwóch lat - mam porównanie, jak chusta ułatwia życie w domu, na spacerach, w sklepie. Mamy ręce wolne. Niemowlę chustowane od urodzenia - najczęściej to uwielbia i błogo śpi. Starszak ma mamę dla siebie, a mama jest spokojna, bo maluszka ma przy sobie. Możemy bawić się ze smykiem, tańczyć, czytać książki, przygotowywać wspólnie posiłki, wyjść na plac zabaw, czy nawet do sklepu. Polecam tą opcję z całego serca.

Bądźmy wyrozumiali - dzieci podobnie jak my mogą mieć kryzys. Wydaje nam się, że wszystko jest dobrze, rodzeństwo zaakceptowane, a tu nagle starszak znienacka drapie niemowlę, krzyczy, skacze, rzuca się na podłogę, biega po domu, jednym słowem - nie jest sobą. Wszystkie te symptomy odzwierciedlają stan jego emocji, jego wysiłek w zaakceptowaniu nowej sytuacji. Pomóżmy dziecku opisując jego uczucia (np. "widzę, że jesteś bardzo zły") , pozwalając na ich rozładowanie (pokażmy w co dziecko może uderzać, gdy poczuje złość; możemy mieć przygotowane kartki papieru i długopis - poprośmy dziecko by narysowało swoją złość - opowiedzmy "teraz widzę, że jesteś bardzo zły") - wszystko po to, by dziecko nie zrobiło sobie krzywdy, ale też by widziało, że się nim interesujemy i próbujemy zrozumieć jego uczucia.

Kochajmy nasze starsze dzieci i nowonarodzone maluchy nie tak samo... ale każdego z osobna wyjątkowo, bo przecież każdy z nich jest inny, wyjątkowy. Zawsze na pytanie dzieci "kogo kochasz bardziej?" właśnie odpowiadałam słowami "żadnego z was bardziej nie kocham, tylko każdego z was kocham w wyjątkowy sposób, bo przecież jesteście niepowtarzalni i wyjątkowi" - nigdy nie słyszałam słów "mama kocha mnie bardziej" - więc działa.

---

http://naszedzieciimy.blogspot.com/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Odporność dziecka - jak ją wzmacniać

Autorem artykułu jest baterfly



Odporność jak wszystkim wiadomo jest kluczem do naszego zdrowia, zarówno dorosłych jak i dzieci. U dzieci jednak jest kwestią priorytetową zgodnie z przysłowiem "czym skorupka za młodu ...". O odporność naszego dziecka należy dbać cały czas, a nie dopiero, gdy się osłabi i będzie często chorowało i łapało wszelkiego rodzaju infekcje.

W takiej sytuacji należy dołożyć wszelkich starań, aby za wszelką cenę wzmocnić odporność naszej pociechy. Jest to niezwykle o tyle istotną sprawą, gdyż nawet najdrobniejsza infekcja czy choroba może mieć tragiczne w swoich skutkach konsekwencje.

Musimy zatem zadbać o to, aby w możliwie szybki sposób pomóc mu ją odzyskać. Najszybszym i najskuteczniejszym sposobem jest podanie dziecku odpowiedniego rodzaju - zestawu witam. Możemy zrobić to na dwa sposoby. Stosując środki farmakologiczne w postaci tabletek lub kropelek, w zależności od wieku dziecka. Dobrym sposobem jest również podawanie dziecku szczepionki odpornościowej. Trzeba jednak ją podawać w kilku dawkach w odstępach czasowych. Jednak jest to również środek farmakologiczny. Najlepszym takim zestawem witam mających wpływ na poprawę odporności są witaminy naturalnego pochodzenia. Głównym wrogiem układu odpornościowego naszej pociechy jest cukier a zwłaszcza jego nadmiar. Cukier to puste kalorie, które nie tylko negatywnie wpływają na układ odpornościowy, ale także na wagę ciała. Zbyt duża jego ilość w organizmie obniża aktywność białych krwinek, które to z kolei są odpowiedzialne za skuteczne zwalczanie bakterii.

Jest jednak pewien niezawodny zestaw składający się z siedmiu witamin i minerałów, które mogą skutecznie pomóc dziecku nie tylko w walce z chorobą, ale przede wszystkim podnieść jego odporność. Witaminy te i minerały to:

- żelazo - zwiększa odporność na infekcje, zapobiega anemii, zawarte jest w takich produktach jak: mięso, orzechy, jajka, fasola, pestki dyni, kasze, owoce, warzywa, razowe pieczywo;

- cynk (znany jako pierwiastek życia) - chroni przed grypą i infekcjami, łagodzi także katar, kaszel i chrypkę, jest obecny w: fasoli, pestkach dyni, soczewicy, słoneczniku, jajkach, ciemnym pieczywie, chudym mleku, chudym mięsie, orzechach, ostrygach i warzywach;

- witamina C - pobudza do pracy system immunologiczny, łagodzi infekcje, skuteczna w leczeniu przeziębień, obecna jest w: owocach (owoce róży, żurawina, czarna pożeczka, kiwi, banan, truskawki) i warzywach(kiszona kapusta, pomidory, papryka, ziemniaki, brukselka, pietruszka, brokuły);

- kwasy tłuszczowe omega 3 - poprawiają pracę układu odpornościowego, zawarte są w: rybach morskich, pestkach dyni, słonecznika, orzechach włoskich;

- witamina A - uszczelnia błonę śluzową dróg oddechowych, zawarta jest w: brokułach, szpinaku, natce pietruszki, marchwi, morelach, jajkach, maśle, mleku, serach;

- prebiotyki - nie pozwalają na rozmnażanie się bakterii, zawarte są w: mleku modyfikowanym, kaszkach, bananach, płatkach owsianych, kaszach, cykorii;

- probiotyki - z kolei pomagają w przyswajaniu witamin i składników mineralnych, chronią układ pokarmowy malucha, zawarte są w: mleku modyfikowanym, kaszach, jogurtach, kefirze, ogórkach kiszonych.

Powyższy zestaw stanowi naturalną barierę odpornościową zarówno do utrzymania prawidłowego funkcjonowania układu odpornościowego, jak również pomaga przy podnoszeniu odporności. Taki naturalny zestaw jest najlepszą i najskuteczniejszą formą walki przy osłabionej odporności. Tak więc uczmy nasze dzieci jeść warzywa i owoce, wszystko co zdrowe i zawiera wszelkiego rodzaju witamy i minerały potrzebne do prawidłowego wzrostu i rozwoju. A słodyczy do 3 roku życia najlepiej gdyby nasze pociechy nie znały, gdyż w zbyt dużych ilościach, jeśli dziecko ma skłonności do słodkiego wręcz szkodzą organizmowi.

Profilaktycznie jeśli dziecko lubi posmak oleistego i pachnącego rybą płynu, to można podawać również tran, jedną łyżeczkę dziennie. Najlepiej jeśli byłby to tran z wątroby rekina, który znany jest ze swej długowieczności i niezwykłej odporności na wszelkie choroby. A to z kolei zawdzięcza trzem substancjom, które produkuje ich wątroba: alkoksyglicerolom, skwalenowi i wielonienasyconym kwasom tłuszczowym omega-3. To właśnie te owe związki sprawiają, że przyjmowanie preparatów z wątroby rekina zapobiega infekcjom, także przyśpiesza gojenie ran, poprawia szpik kostny. Substancje te wytwarza również organizm człowieka, ale niestety w znikomych ilościach. Dlatego też dostarczenie ich w dodatkowych porcjach ma na organizm człowieka dobroczynny wpływ, ponieważ pobudza do pracy jego układ odpornościowy.

Dzieciom podawanie tranu w formie płynu lub żelek zalecane jest od 3 roku życia. Osobiście ja swojemu dziecku podaję taki tran w formie żelowych kolorowych rybek, natomiast sama przyjmuję w postaci tabletek, ponieważ płynna forma tranu jest trudna do przyjęcia przez mój organizm ze względu na jego smak. Zauważyłam jednak różnicę i mój układ odpornościowy uległ poprawie i to znacznej. Dziecka również.

---

Monika

Zapraszam także do lektury różnych artykułów Wszysko o dzieciach na http://www.madroscdzieci.blogspot.com.


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

środa, 19 października 2011

Czy rozmowa z dzieckiem poniżej 1 roku jest możliwa?

Autorem artykułu jest Ayah


Chyba każda osoba , która jest rodzicem kilkumiesięcznego szkraba, chciałaby móc się z nim porozumieć. O ile byłoby łatwiejsze życie, gdyby maluch "powiedział" nam - mamo "pić", "zimno mi", "chcę się kąpać", "boję się" itd.? Jest to możliwe i bardzo proste.

Mając małe dzieci często zastanawiamy się "co ono sobie teraz myśli" lub "gdyby tylko umiał mówić... o co mu znowu chodzi? dlaczego płacze?". Znam te pytania z własnego doświadczenia. Wiem, po rozmowach z wieloma kobietami, że miały podobne sytuacje. Czy można inaczej? Przecież nasza "matczyna intuicja" nie zrobi wszystkiego za nas!

Można! I to w sposób bardzo prosty.

Z zawodu jestem surdopedagogiem (nauczyciel dzieci niesłyszących) - więc znam język migowy. Po studiach oraz paru latach pracy wywnioskowałam, że dzieci niesłyszące jako niemowlęta szybko potrafią porozumieć się z rodzicami. Co w tym dziwnego? Właśnie fakt, że o wiele szybciej, niż dzieci słyszące. Cóż za paradoks, prawda? Spytacie "dlaczego?". Ponieważ rodzice dzieci niesłyszących używają znaków manualnych do komunikacji - a znak ten najczęściej jest o wiele prostszy od wypowiadanego słowa! Zastosowałam więc znaki u moich synów - jednak robiąc to mało świadomie. Działało. Po 10 latach znowu jestem mamą - teraz postanowiłam zagłębić się w tą metodę. Córka dziś ma 2 latka. Używałyśmy znaków do porozumiewania się od 3 miesiąca jej życia. Dzięki takiej komunikacji, szybko się świetnie rozumiałyśmy, a dziś córeczka ma rozwiniętą mowę na poziomie dziecka 4 letniego.

Jak rozmawiać z niemowlęciem? Przejdźmy do konkretów.

Ubierając maluszka pokazujemy znakami (określonymi, lub wymyślonymi), że zakładamy czapkę, buciki, bluzeczkę itd. Karmiąc dziecko - najpierw mówimy i pokazujemy "teraz pijemy", "teraz jemy". Kiedy czujemy, że jest gorąco dmuchamy "huhu", a gdy jest zimno pocieramy dłonie o siebie. Gdy widzimy, że dziecko się przestraszyło uderzamy dłonią o klatkę piersiową, mówiąc "bałeś się", gdy dziecko się uderzy, dotykami dwa palce wskazujące o siebie dwukrotnie stukacąc i mówimy "boli" - itd, itd...

W czym to pomaga? Kiedy tylko dziecko będzie miało 7-8 miesięcy - nie powie wam "gorąco mi" (bo tego zwyczajnie nie jest wstanie wyartykułować) ale "huhu" będzie potrafiło zrobić, kiedy będzie spragnione pokaże wam to odpowiednim znakiem, zamiast płaczu i najczęstszego "ee ee" zrozumiecie o co waszemu dziecku chodzi! Najważniejsze są znaki typu "boli", "boję się" - dziecko zamiast płakać bezradnie - powie wam co się stało.

Cały system komunikacji z niemowlęciem ma już swoją nazwę i pierwszych zwolenników w Polsce - to "migusie" (badania nad nimi trwały wiele lat, a efekty są niebywałe).

Zachęcam do stosowania migusiów. Dają nam tak wiele :) Rozmowa z niemowlęciem staje się przyjemnością.

Szczegółowo metodę "Migusiów" omówię w następnym artykule. Zapraszam.

---

http://www.youtube.com/watch?v=PY9W15BkIwA

Pielęgnacja pępka u noworodka.

Autorem artykułu jest Adriana Miler



Pępek noworodka staje się dla rodzica pępkiem świata, warto wiedzieć jak prawidłowo go pielęgnować. Maleńki kikut, który powstaje w wyniku przecięcia pępowiny stopniowo wysycha, by w końcu odpaść. Jednak, nim kikucik odpadnie, niekiedy spędza rodzicom sen z powiek. Wystarczy zadbać odpowiednio o jego pielęgnację. To naprawdę łatwe.

Jedno z pierwszych wyzwań świeżo upieczonej matki jest pielęgnacja pępka, a właściwie kawałka pępowiny, który pozostał po życiu płodowym noworodka.

Maleńki kikut, który powstaje w wyniku przecięcia pępowiny stopniowo wysycha, by w końcu odpaść. Wysychanie trwa czasami 3 dni, 2 tygodnie, a niekiedy dłużej. Zależy to od grubości pępowiny i nie należy się niepokoić. Jednak, nim kikucik odpadnie, niekiedy spędza rodzicom sen z powiek. Wystarczy zadbać odpowiednio o jego pielęgnację. To naprawdę łatwe.

Pępek noworodka przemywaj spirytusem (70%) kilka razy dziennie- najlepiej przy każdym przewijaniu. Nie „żałuj” spirytusu, solidnie pomocz kikucik, możesz skórę brzuszka dookoła pępka posmarować kremem, by nie zmacerować cieniutkiej skórki.

Pępuszek niemowlaczka powinien być jak najwięcej wietrzony- świeże powietrze sprzyja gojeniu. W tym okresie w domu (jeśli jest ciepło) ubieraj maluszka w koszulki niemowlęce czy kaftaniki, zostawiając pępek odsłonięty. Uważaj też, by kikut nie dotykał mokrej pieluszki. Dopóki kikut nie odpadnie- unikaj kładzenia maluszka na brzuszku, by nie zahaczyć nim. Podczas kąpieli oszczędzaj pępek, lub osusz go dokładnie ręcznikiem, jeśli możesz sobie pozwolić- umyj dziecko na przewijaku gąbką.

Kiedy kikut odpadnie, a w pępku pojawi się kropelka krwi- przemywaj go jeszcze spirytusem, a jeśli skóra dookoła pępuszka jest przesuszona- smaruj ją kremem lub oliwką.

Do prawidłowej pielęgnacji pępka przygotuj sobie niezbędne akcesoria:

-70% roztwór czystego spirytusu, który dezynfekuje i wysusza

-jałowe gaziki-do przemywania pępka

- patyczki di pielęgnacji uszu- dotrzesz nimi we wszystkie zakamarki i wygodnie pokropisz pępuszek

Jak to zrobić?

Ułóż maluszka na przewijaku, przyłóż nasączony spirytusem gazik do pępka (okolice pępka możesz posmarować kremem)

Przetrzyj kikut, unieś go lekko do góry, dotrzyj do wszystkich zakamarków patyczkiem do uszu, rób to dokładnie i delikatnie, jeśli podczas pielęgnacji zauważysz, ze kikut wisi na przysłowiowym włosku- nie odrywaj go, niech sam odpadnie

Po tych czynnościach załóż maluszkowi pieluchę- w tym okresie najlepiej sprawdzają się specjalne pieluszki dla noworodka.

Pamiętaj też, by stosować przewiewne bawełniane ubranka dla dzieci, by nie zapocić maluszka, by miał komfort już od pierwszych dni.

---

Autor: mama i właściciel sklepu z Ubrankami dla niemowląt i dzieci


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Jak wprowadzić dyscyplinę w życie małego dziecka

Autorem artykułu jest Hanna Badura



Jak wprowadzić dyscyplinę w życie 1-2-letniego dziecka? Wiele rodziców ma z tym ogromne problemy. Nie wiedzą, jak się zachować. Wydaje im się, że dzieci w tym wieku są jeszcze zbyt małe i niczego nie rozumieją. Tak jednak nie jest. Małe dzieci są mądrzejsze, niż nam się wydaje.

Jednym z trudniejszych zadań stojących przed rodzicami jest wprowadzenie dyscypliny. Rodzice zazwyczaj dzielą się na tych, którzy zbyt pobłażają dziecku, i na tych, którzy są przesadnie surowi. Być może w osiągnięciu właściwej miary przydatne okażą się zasady sformułowane przez Amerykankę Paulę Spencer.

Doceniaj pozytywne zachowania

Nie wpadaj w nawyk ciągłego narzekania i karcenia dziecka. Zauważaj dobre zachowania. Chwal i nagradzaj, np. buziakiem, przytuleniem.

Zapobiegaj problemom

Usuń niebezpieczne przedmioty z otoczenia dziecka (noże, szkło). Unikaj drażliwych sytuacji, np. nie kupuj sobie loda, gdy twoje dziecko jest chore.

Przypominaj dziecku o wspólnie ustalonych zasadach, zanim dojdzie do sprzeczki. Przykład: Przed kąpielą przypomnij delikatnie: „Pamiętaj, że jeśli będziesz wylewać wodę na podłogę, wychodzisz z wanny”.

Ustal granice

Dziecko wypróbowuje otaczający go świat w zaskakujący dla nas sposób, np. wkłada nogi do talerza, drze książki. Nie wie, co jest dobre, a co złe. Zadaniem rodziców jest mu to powiedzieć, ustalić granice między dobrymi a złymi zachowaniami: „To możesz robić, a tego nie”. Bezpieczniej poczuje się w swoim świecie, gdy mu go uporządkujesz.

Nie lekceważ dzieci 1-2-letnich, mówiąc: To jeszcze taki maluszek, nie rozumie, co znaczy „nie wolno”. Są mądrzejsze, niż ci się wydaje.

Bądź stanowczy

Często słyszy się wypowiedzi rodziców w rodzaju: „Nie potrafię niczego odmówić mojej 2-letniej córeczce, lubię ją rozpieszczać”.

Jeśli nie przestrzegasz granic, które wyznaczyłeś (pobłażasz, ulegasz), dziecko nie wie, czego od niego oczekujesz; nie wie, jak się zachować; jest przestraszone i zakłopotane.

Nie wymagaj rzeczy nierealnych

Nie spodziewaj się, że roczne dziecko będzie siedziało spokojnie przez dwie godziny.

Bądź konsekwentny

Jeśli ustaliłeś jakąś regułę, przestrzegaj jej. Kilka dni temu pozwoliłeś dziecku bawić się pilotem TV, a dziś jesteś zły z tego powodu. Maluch jest zdezorientowany.

Jeśli powiedziałeś dziecku, że po zrobieniu kolejnych dwóch babek wychodzi z piaskownicy, wyegzekwuj to. Nie pozwalaj na dodatkowe babki. W przeciwnym razie następnego dnia twoja zapowiedź: „Jeszcze tylko dwie babki” nie zostanie potraktowana serio.

Oczywiście czasem można pozwolić dziecku na odstępstwo od zasady, np. na zjedzenie kolacji w pokoju zamiast w kuchni, gdy przyjdą do niego koledzy. Należy jednak wytłumaczyć, dlaczego godzisz się na to, i wyjaśnić, że dotyczy to tylko tego jednego dnia.

Zachowaj spokój

Mów spokojnie, nawet w sytuacji konfliktowej. To zrobi większe wrażenie na dziecku. Jeśli krzyczysz, malec w końcu przestanie cię słuchać. Może podoba mu się ta sytuacja i specjalnie będzie zachowywać się niegrzecznie, żebyś znowu zaczął krzyczeć.

Nie należy jednak mówić tonem zbyt łagodnym lub niezdecydowanym. Unikaj wydawania poleceń w formie pytań, np. „Może teraz pójdziesz spać?”.

Mów krótko i zwięźle

Im mniej słów użyjesz, tym lepiej: „Idź, nie biegnij”, „Gorące”, „Kończymy”, „Gryzienie boli”. Nie tłumacz, nie wyjaśniaj zbyt wiele. Dziecko w tym wieku tego nie potrzebuje.

Bądź dobrym przykładem

Pewnie słyszeliście o matkach, które karzą swoje dzieci biciem po rękach, mówiąc jednocześnie: „Nie wolno bić”. Wydzieranie przedmiotów to również dawanie złego przykładu. Jeśli maluch wziął do ręki coś, czego nie powinien, spokojnym tonem poproś, żeby oddał, wyciągając jednocześnie do niego rękę.

Obserwuj reakcje dziecka i dostosuj do niego swoje metody dyscypliny

Nie wszystkie dzieci są jednakowe, jeśli chodzi o przestrzeganie dyscypliny. Niektórym wystarczy łagodne ostrzeżenie lub upomnienie, inne potrzebują surowiej zaznaczonych granic.

Wprowadzając dyscyplinę w życie malucha, pomagasz mu nauczyć się odpowiedniego zachowania. Uczysz go, czego świat spodziewa się od niego i czego on może spodziewać się od świata.

---

Hanna Badura
Autorka bloga z wierszami dla dzieci:
wierszyki-hani. blogspot.com
Polecam: http://tnij.org/sukcesdziecka


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl
Gdy dziecko nie chce jeść warzyw

Wasze dziecko może zniechęcić się nagle do jarzynki, którą uwielbiała jeszcze w zeszłym tygodniu. Pozwólcie mu na to. Jeśli nie będziecie stosować presji, prawdopodobnie powróci do tej potrawy za tydzień czy miesiąc. Natomiast wymuszając w dziecko to, czego nie lubi, utwierdzajcie je w przekonaniu, że dana potrawa to jej wróg.

Przejściowa niechęć zmieni się w utrwalony wstręt. Jeżeli dziecko dwa razy kolejno odmówi zjedzenia jakiejś jarzynki, nie podawajcie jej przez dwa tygodnie. Z pewnością zirytuje was mała szelma, odwracając się z niesmakiem od jedzenia, które kupiliście, ugotowaliście i włożyliście na talerz, nie mówiąc o tym, że to samo jadło jeszcze kilka dni temu. Trudno powstrzymać się wtedy od gniewu i stosowania przymusu. Ale wszelkie próby wmuszania pogarszają stosunek dziecka do danej potrawy.

Gdy przez jakiś czas ono czuje niechęć do połowy jadalnych dotąd jarzyn, a to częste zjawisko w drugim roku życia, dawajcie mu tylko te, które lubi. W ten sposób wykorzystacie, w sposób celowy, całą rozmaitość świeżych, mrożonych i puszkowanych warzyw dostępnych w sprzedaży. Jeśli dziecko żywi w danym okresie niechęć do wszystkich warzyw, ale uwielbia owoce, niech zjada więcej owoców. Jeśli jada sporo owoców, pije dużo mleka i dostaje preparaty witaminowe, nie powinno brakować mu składników zawartych w potrawach sporządzonych z warzyw.

Około drugiego roku życia wiele dzieci zaczyna mieć dość jedzenia kaszy, zwłaszcza na kolację. Nie należy stosować przymusu. Nawet gdyby dziecko zechciało na kilka tygodni zrezygnować ze wszystkich produktów zbożowych czy warzyw lub tez owoców, nie stanie mu się krzywda.

Artykuł z serwisu Airstar.pl Darmowe artykuły do przedruku

Autor: Beata

Podobał Ci się ten artykuł naciśnij że lubisz to

Podziel się z nami swoją wiedzą i doświadczeniem. Dodaj artykuł na Airstar.pl

piątek, 14 października 2011

Kiedy wychodzą ząbki

Ząbkowanie, to normalny etap rozwoju uzębienia u dziecka, ale w większości przypadków bardzo nieprzyjemny.
U większości dzieci pierwsze ząbki pojawiają się w 6 mies. życia, ale bywa też tak, że u niektórych dzieci pokazują się dopiero po skończeniu roku, a niektóre dzieci mają sporo zębów już w 10 mies. życia. Pojawienie się pierwszych ząbków przebiega inaczej u każdego maluszka – kolejność ich wyrzynania też może się różnić. Do trzeciego roku życia dziecko powinno mieć już komplet ząbków.
Typowymi objawami ząbkowania są:
- ślinienie się
- wkładanie piąstek do buzi
- stan podgorączkowy
- luźne stolce albo zatwardzenia
- zapalenie ucha
- niespokojny sen
- rozpulchnione dziąsła
- płacz
Niektóre dzieci przechodzą ząbkowanie łagodnie – jeszcze w zależności, które ząbki wychodzą. Przy jedynkach i dwójkach może być spokojnie, tzn. bez płaczu i gorączki, ale np. z zatwardzeniem, a przy następnych ząbkach może być gorzej – rozwolnienie, płacz, stan podgorączkowy.
Jak uśmierzyć ból? Podawać dziecku schłodzone gryzaki, szczoteczko-gryzaki, jak nie chce gryzaków, to schłodzoną marchew albo jabłko w całości obrane ze skórki albo masować dziąsełka silikonową szczoteczką nakładaną na palec. Obolałe dziąsełka można posmarować też żelem do dziąseł, który chłodzi i lekko znieczula. Dla spokojnego snu maluszka można podać lek przeciwzapalny i przeciwgorączkowy.
Aby nasza pociecha miała śliczne i zdrowe ząbki musimy dbać o nie od samego początku. Dziąsełka, a potem pierwsze ząbki należy przemywać gazą zmoczoną w przegotowanej wodzie albo pastą dla dzieci bez fluoru.
Nauka (czytania) poprzez zabawę

Błądząc ostatnio w odmętach internetu, natknęłam się na wspaniałą akcję promującą czytelnictwo: „Czytać – tak! Ale: jak?”. Od razu przywiodła mi ona na myśl książkę, którą ostatnio miałam przyjemność przestudiować: „Nauka czytania przez zabawę” Jackie Silberg. W mojej głowie natychmiastowo zrodziła się myśl, by wypromować i jedno i drugie, stąd też pomysł na ów artykuł. Całość pozwolę sobie okrasić własnymi doświadczeniami. Dodać muszę, iż nie mam wykształcenia ni pedagogicznego, ni logopedycznego (ani nawet żadnego pokrewnego). Jestem – po prostu – pełnoetatową mamą, tyle jedynie… A może: aż tyle?

Lubię serfować wiedzy falami, podpatrywać innych, gdy imponuje mi ich kreatywność i jestem bacznym obserwatorem. Uwielbiam towarzyszyć swoim dziateczkom, zarówno w sprawach istotnych, jak i tych mniej ważnych. Zadziwia mnie ich „intuicja psychologiczna” (umiejętność odczytywania mowy ciała), ciekawość świata, umiejętność wyciągania (czasem abstrakcyjnych, a czasami nader trafnych) wniosków, wnikliwość, spostrzegawczość, potencjał. Uważam, że każde, absolutnie każde dziecko ma w sobie coś z geniusza, grzechem i zaniedbaniem dorosłych zaś często jest nieumiejętność „podsycenia tego ognia” czy zbywanie malca (w imię „świętego spokoju”). A przecież wystarczy odrobina chęci i czasu wspólnie spędzonego, by wspomóc rozwój małego, bystrego, żądnego wiedzy (w formie zabawy) człowieczka. Niematerialna inwestycja, która – z całą pewnością – zaprocentuje w przyszłości…

Spójrzmy jak specjaliści od reklamy starają się, by zapadła ona w naszą pamięć. Stosują wizualizację (obrazy), dźwięk (wpadająca w ucho melodia/piosenka), pokazują nam dane słowo, jest też powtórzenie (by lepiej zapamiętać). To zaledwie kilka z ich bogatego repertuaru trików. Ale i my możemy, z zadowoleniem, stosować te metody (bazujące na tym jak nasz mózg gromadzi i wykorzystuje informacje), by w łatwy, przystępny i przyjemny sposób nauczyć nasze dzieci obycia z literkami, słowami. Na pewno nie raz zadziwił Was fakt, że Wasze dziecko, nie potrafiące przecież jeszcze czytać, na widok jakiegoś logo (program telewizyjny, hipermarket, marki znane z reklam telewizyjnych) krzyczy: „Mamo, spójrz, to… (odpowiednie wstawić; nie mogę wszakże robić kryptoreklamy). Właśnie, doszłam do wniosku, ze skoro specom od reklamy (nie widzącym nigdy na oczy moich dzieci) to się udaje, dlaczegoż ja, mama poświęcająca smykom tyle czasu, miałabym być gorsza? ;) Wiem, że uczymy się efektywnie, gdy wykorzystujemy do tego wszystkie zmysły – i to mi wystarczy. Cała reszta jest Wielką Improwizacją ;)

Aaaa, najważniejsze! Pamiętać należy, że wszystko to ma być jedynie formą zabawy, a nie katorżniczą pracą. Ma dawać satysfakcję i sprawiać frajdę, nie zaś powodować niechęć u jednej, bądź obu stron. Amen.

Nauka (czytania) przez zabawę…

Przykład dziecko bierze z osób najbliższych. Jest chłonne niczym gąbka, z czego nawet czasami nie zdajemy sobie sprawy. Nasze codzienne nawyki „wdrukowujemy” w dziecko, automatycznie, ono nasiąka codziennością – i od nas, rodziców, zależy co „przekażemy mu w posagu” (nim jeszcze dorośnie). Dobrze, gdy książka jest naszym „chlebem powszednim”. Jeśli nie jest – cóż, nigdy nie jest za późno na „zmianę jadłospisu” i nawyków… Rozmawiajmy z naszymi dziećmi, dużo i o wszystkim (nie bójmy się trudnych tematów). Gdy „zagną” nas jakimś pytaniem, miejmy odwagę przyznać, że „zwyczajnie nie wiemy” (nie stracimy w jego oczach autorytetu), ale wskażmy na sposób „wyjścia z zaistniałej sytuacji” – można zapytać kogoś, kto taką wiedzę posiada, zajrzeć do internetu, a jeszcze lepiej – do książki, encyklopedii. Zapiszmy się, wspólnie, do biblioteki. Włączajmy dzieci do codziennych obowiązków (to nie tylko jest nauką odpowiedzialności, ale także wspomaga inne dziedziny – mogą coś segregować, wkładać, dopasowywać etc.). Miast gier komputerowych, sięgnijmy – czasem choć – po tradycyjne gry planszowe (to naprawdę wzmacnia więzy rodzinne), czy popularne gry językowe. Nade zaś wszystko wyróbmy w sobie nawyk codziennego czytania na głos… Kiedy bierzemy do rąk książeczkę, pokażmy malcowi, że czytamy ją od początku do końca, od góry do dołu, od lewej do prawej; podajmy jej tytuł i autora; pomówmy o tym, co widzimy na ilustracjach. Zachęcajmy dzieci do rozmów, do opowiadania historyjek, snów, własnych przeżyć, emocji. Układajmy wspólnie wierszyki, bawmy się rymami, śpiewajmy piosenki. I pielęgnujmy nasze poczucie humoru!

Zabawa z aliteracją (czyli powtarzaniem słów rozpoczynających się tym samym dźwiękiem lub literą, np. Stary Sasza szedł szybko suchą szosą).

Układajmy zdania, wykorzystując aliterację. Możemy potem dowolnie „bawić się” tymi zdaniami: ilustrować je, przedstawiać, „ubrać” w opowiadanie.

Możemy tworzyć dowolne „kolekcje” słów, rozpoczynających się na daną literkę – np. słoiczek „B”, do którego wrzucamy wszystko, co jest na tę literkę (wycięte z katalogów „buciki”, z marketowych reklam „buraczki”, „banany”, „botwinkę” etc.).

Przyjemnym pomysłem jest zabawa w sklep, w którym asortyment składa się z towarów rozpoczynających się na tę samą literę.

Ciuf-ciuf-ciuf-ciuf-pipiiii… A może zabawa w pociąg, mający swoje stacje jedynie w miejscowościach, rozpoczynających się na ustaloną literkę (Bielsko-Biała, Biała Podlaska, Biedaszków itd.)?

Dorosły może wymieniać rozmaite słowa, a dzieci powinny podnieść rękę, ilekroć usłyszą słowo rozpoczynające się wskazaną literką.

Zabawa z alfabetem

(Tutaj powiem, że mój syn (a właściwie obaj) zaskoczył mnie niezmiernie, gdy mając trzy i pół roku, ni stąd ni zowąd, podczas spaceru powiedział: „Mamo, spójrz, tu jest basen. Basen jest na literkę „b”. To był moment, który uświadomił mi: „Pora na zabawę z alfabetem”.)

Tutaj możliwości są niczym nieograniczone, wszak literki, słowa to tacy wszędobylscy w naszym życiu. Towarzyszą nam zawsze i wszędzie, wszystko z nich jest utkane, nic nie jest od nich wolne. Wykorzystajmy zatem tę przestrzeń na wspaniałą zabawę z literkami…

Można wyśpiewywać alfabet, dopasowywać obrazki do pierwszych liter rozpoczynających ich nazwę, rozwieszać je w dziecięcym pokoiku (by maluch „opatrzył się” z ich kształtami). Ja, mówiąc jakiś wyraz, powtarzam go głośno, wyraźnie, ekspresyjnie: np.: „but jest na „be”; powtórzcie ładnie: „byyyy”.

Wycięte szablony literek rozwieszać można na przedmiotach codziennego użytku („b” na barku, „e” na ekranie, „f” na flakonie”, „k” na krześle, „w” na wannie” itd.). Dopasowywać przy tym małe literki do dużych.

Możemy zaopatrzyć dziecięcy kuferek w magnesy, puzzle piankowe, scrabble czy pieczątki przedstawiające literki.

Z takim samym powodzeniem możemy sami tworzyć szablony i np. przyozdabiać je czymś: „p” – piórkami, „g” – guzikami, „b” – brokatem” itd. Wytnijmy je z papieru ściernego i pozwólmy dziecku dotknąć literkę, poczuć, doświadczyć jej kształtu poprzez brodzenie dłonią po jej fakturze. Poprośmy dziecko, by zamknęło oczka i spróbowało rozpoznać ją właśnie poprzez dotyk. A kiedy już ma zamknięte oczęta – niech w taki, utrudniony, sposób, spróbuje narysować znajomą literkę na kartce papieru. Literki możemy obrysowywać, tworzyć z nich zabawne ludziki, kreślić je gdy są wykropkowane, docierać do nich pokonując jakiś labirynt. Możemy układać je z patyczków, wykałaczek, guzików, zakrętek, kapsli, kamyczków, klocków, ze sznurka czy nawet ze słonych paluszków (które potem spałaszujemy ze smakiem), ulepić z plasteliny. Można je wyrysować palcem po plecach, w powietrzu, światłem latarki na suficie, patykiem na piasku, kredą na tablicy bądź na asfalcie (uwaga na bezpieczeństwo!), łyżką w rozsypanej mące, soli etc. Do pisania/rysowania użyć można palca (w piance do golenia, paście do zębów, świetną zabawą są farbki do malowania rączkami), kredek, ołówków, flamastrów, markerów, piórka czy wacika do uszu (zamoczonych w farbkach) albo nawet gąbki. Można woskiem naszkicować literki na tekturce, którą następnie pomalujemy farbkami (dodatkowo można te literki wydrapać). Albo je przekalkować. Albo rozpocząć linię (pionową/poziomą) i do niej „dokomponować” resztę literki (tak, by jakaś powstała) Można… można… wszystko można!

Dzieci uwielbiają zabawę kartami: łatwo więc zapamiętają: „A” jak as, „K” jak król, „D” jak dama, „W” jak walet. (Tak samo prosto zapamiętają, że znak drogowy „P” oznacza parking.) Warto też samemu stworzyć „karciany alfabet”, losować literkę i wyszukiwać przedmioty rozpoczynające się na nią (w pokoju, za oknem, w katalogu, w książeczkach), narysować coś na daną literkę, pokazać to etc. Listonosz (czyli rodzic) może dziecku przynieść „literkowy list”, który będzie ono musiało samo odczytać. Można stworzyć „literkową kukiełkę” (wycięty, ozdobiony szablon jakiejś litery, podklejony na patyczek do szaszłyków) i wymyślić przedstawienie z jak największą liczbą wyrazów zaczynających się od tej litery. Podczas robienia zakupów, możemy szukać na półeczkach towarów na daną literkę np. „b” jak banany, bułeczki, buraki, batoniki. Zalecam także „rozmowę” telefoniczną, podczas której dozwolone są same głoski, wymawiane cicho, głośno, poooowoli, z impetem, różnie intonowane: np. : aaaaaaaaaa (mówi dzwoniący), odbierający telefon odpowiada: bbbbbbbbbbbbb. Na pewno nie obędzie się bez salw śmiechu!

Energicznym dzieciom „łatwiej wchodzi do głowy”, gdy uczą się poprzez ruch, ekspresję. Dla nich wspaniałą zabawą może być wyginanie ciała w kształt literek, chodzenie/bieganie/czołganie się/skakanie po literkach wyrysowanych na jakimś podłożu, wykonywanie jakiejś czynności z jednoczesnym skandowaniem danej literki.

W taki oto sposób, płynnie, doszliśmy do zabaw z łączeniem i segregowaniem.

Pora, by poznane literki połączyć w słowa. Ale przedtem kilka „luźnych” ćwiczeń…

Moje dzieci uwielbiają zabawę w wymyślanie „niestworzonych zwierzaków” (np.: motylosłoń – plus cała plejada skojarzeń, co też taki stwór może jeść, gdzie mieszka, jak się porusza etc.)

Układanie ilustracji w określonym, logicznym ciągu, tak, by zgodne były z chronologią tekstu wierszyka.

Wizualizacja (leżymy, zamykamy oczka, przeczytałam: „Mama poszła na zakupy”. Tutaj – stop! – i wyobrażamy sobie: w co była ubrana? co po drodze mijała? co włożyła do koszyka? jaka mogła spotkać ją przygoda? itd.)

Rozpoznawanie dźwięku z zamkniętymi oczkami: uderzam w dzwonki, szklankę, stół – i proszę, by odgadli czyj to dźwięk. Potem następują trzy dźwięki po sobie i powinni trafnie odgadnąć ich kolejność.

Segregowanie szeregu: np. dopasować do siebie narysowaną literkę „k”, napisany na kartoniku wyraz „kot”, obrazek ilustrujący kicię, dźwięk „miauuu”, pluszowego kociaczka etc.

Pamiętacie, na pewno, wierszyk o rzepce – „babcia za dziadka, dziadek za rzepkę” – i cała masa innych na doczepkę. Sami tworzymy takie „taśmowce”. Np.: „mama pójdzie do sklepu i kupi czekoladę. Mama pójdzie do sklepu, kupi czekoladę oraz banana. Mama pójdzie do sklepu, kupi czekoladę, banana i pastę do zębów.” Wydaje mi się, że im bardziej emocjonalnie dzieci podchodzić będą do owych wymyślonych zakupów (bo będą to rzeczy, które lubią, bądź które chciałyby mieć) – tym większa szansa na zapamiętanie dłuuuuugaśnego szeregu (ale pewności nie mam).

Zagadki: „o jaki wyraz mi chodzi? Składa się z trzech literek: „k – o – t”. Połączcie je ze sobą. Podpowiem, że jest w kategorii: zwierzęta, ma milusie futerko i miauczy.” Tu – naturalnie – padnie radosna odpowiedź: koooot. Wtedy zachęcam, by głośno i wyraźnie przeliterować raz jeszcze: k-o-t. Można też „przeklaskać” wyraz, z podziałem na sylaby (tu akurat tylko jedna).

Inny pomysł: narysować na karce trzy kółeczka i do nich, odpowiednio, wstawiać guziczki w to miejsce, gdzie słyszymy uzgodnioną literkę. Przykład: umawiamy się na literkę „S”. Mówię (wyraźnie, z przesadą wręcz, naciskając na daną literę): „sok” (guziczek powinien trafić w kółeczko pierwsze), „sos” (zapełniamy pierwszą i ostatnią dziureczkę), „osa” (naturalnie środkowa).

Zabawa z dźwiękiem

Znane dziecku pioseneczki „przekręcamy”, miast pierwszych literek w wyrazach wstawiając inną, np.: „Panie Janie” będzie brzmiało: „Kanie, Kanie, Kanie, Kanie, Kano, Kstań, Kano Kstań…”

Wyklaskujemy jakiś rytm i prosimy, by maluch powtórzył za nami owo klaskanie.

Wynajdujemy zdania (podobnie do aliteracji): Król Karol kupił królowej Karolinie korale koloru koralowego etc.

Naśladujemy odgłosy rozmaitych zwierzątek.

Robimy miny przedstawiające emocje i dopasowujemy do nich głoski: „yyyyyy” (zamyślenie), „aaaaaaa” (krzyk przerażenia), „oooooo” (zdziwienie).

Szukamy słów w słowach: „gdy „odetniemy” „k” w wyrazie „kosa” zostanie… co? osa!” Albo pytamy: „jaki dźwięk słychać na końcu wyrazu: „koT”, „młoT”, „pieS”?”.

Wycinamy z katalogu rozmaite obrazki i tworzymy z nich grę memo: gdy malec odsłoni dwa wyrazy rozpoczynające się od tego samego dźwięku (np. „kot”, „koń”) może je zatrzymać, w przeciwnym wypadku – wracają na stół. Można następnie pobawić się w rozpoznawanie poszczególnych głosek w tym wyrazie („kot”: gdy podniosę pierwszy palec, należy wypowiedzieć literkę „k”, drugi – „o”, trzeci – „t”)

Wskażmy malcowi, że istnieją dźwięki podobne do siebie: „t” – „d” (Tomek-domek), „b” – „p” (byk-pyk), może samo poszuka innych?

Podczas naszego czytania, poprośmy by smyk podnosił rączkę, gdy usłyszy wyraz rozpoczynający się daną literką, np.: „k”. Wyłapane wyrazy powtarzajmy z różną intonacją: „królik” (np. prędko), „kooooooottt” (żółwiowym tempem, rozciągliwie). Z podziałem na sylaby, klaszcząc w dłonie/przeliterujmy. Powiedzmy je trzymając się za nos, skacząc na jednej nodze; im weselej – tym lepiej!

Zabawa z imieniem.

Własne imię to przeważnie pierwszy wyraz, które dziecko opanuje w trudnej sztuce pisania. Zabawa z własnym imieniem sprawia też dziecku wielką frajdę (wystarczy spojrzeć na reakcję, gdy w jakiś znany wierszyk czy piosenkę wpleciemy imię dziecka – np.: Na Igorka z popielnika iskiereczka mruga, Panie Borysie, rano wstań…)

Zachęcajmy dziecko do śmiałego przedstawiania się imieniem.

Poprośmy by przedstawiło się i w wymieniło jak najwięcej rzeczy, które lubi, a które rozpoczynają się na taką samą literkę jak jego imię, np.: jestem Piotrek, lubię pizzę, pierogi, swojego psa, grę w piłkę itd.

Szukamy wyrazów rozpoczynających się na poszczególne litery imienia: IGOR; I jak igła, G jak garaż, O jak okno, R jak rower.

Skandujemy wspólnie imię: BORYS; B – wołamy „B”, O – wołamy „O”, R – wołamy „R”, Y – wołamy „Y”, S – wołamy „S”, BORYS!

Uzgadniamy dzień przekręcania imion i w ów dzień (konsekwentnie) zwracamy się do malca innym imieniem: Ogor (miast Igor), Forys (miast Borys), Inia (miast Ania), Larek (zamiast Darek).

Wymawiamy imię z rozmaitymi emocjami: wściekle, z czułością, nieśmiało, bojaźliwie itd.

Wymyślamy – do imion – śmieszne, nawet nic nie znaczące, rymy: Igorek-potworek, muchomorek, Borysek-tygrysek, smorysek, Natan-szatan.

Wymyślamy nazwisko na literkę taką samą jak ma imię – np. Igor Iglasty, Borys Borowikowy.

Na kartoniku piszemy imię i rozcinamy je, tworząc puzzle. Następnie prosimy, by dziecko ułożyło je w poprawny wyraz. Możemy go później przeliterować, przesylabizować. Można porównać czy są tam imiona rozpoczynające się od tej samej literki, mające tyleż samo liter, sylab.

Wymieniać literki alfabetu, a gdy dojdziemy do tej, która znajduje się w imieniu dziecka – niech coś zrobi: podskoczy, klaśnie, pstryknie palcami itd.

Wyciąć karteczki z imionami i pośród innych niech dzieci odnajdą swoje imiona (mogą to być karteczki rozłożone na podłodze, bądź poprzywieszane w różnych częściach pokoju). Niech ozdobią następnie jakoś swoje imiona – kolorowymi pisakami, brokatem, kółeczkami powstałymi z dziurkowania etc. Pod spodem niech nakleją literki wycięte z gazet, także tworzące to imię. Można też zrobić karteczki z poszczególnymi literkami imienia, przypiąć do nich spinacze – i niech maluchy wyłowią (na magnes) całe swoje imię.

A kiedy ciągle nie będą miały dość zabawy z imionami – pozwólmy im, do woli, tworzyć kolorowe, imienne, wizytówki czy rozdawać – wszem i wobec – własnoręczne autografy.

Zabawa z rymem

To jedna z przyjemniejszych, zabawniejszych i wdzięczniejszych zabaw. Do wykonania absolutnie wszędzie: w kolejce sklepowej, w poczekalni u lekarza, na zakupach, na spacerze. Bawmy się słowami, tworząc rymy, których nie uświadczymy w żadnym słowniku. Im śmieszniej – tym lepiej! ;)

Mówię: „s” jak „stół”, ze stołem rymuje się „wół”, teraz Igor – „pół”, Borysa kolej – „dół”.. Ja mówię: „kot” – Ty na to… (dziecka kolej): „płot”. Wymyślam wers wierszyka i proszę, by brzdąc dodał swój, rymowany, wers. Bez zająknięcia staramy się podać jak najdłuższy ciąg rymujących się wyrazów. Albo rzucamy kostką i ile oczek wypadnie, tyle rymów należy znaleźć do danego wyrazu. I tak bez końca ;)

Przy znanych, rymowanych wierszykach, zatrzymuję się, by dzieci same wstawiły brakujący rym. Przy nieznanych – liczę na ich wenę i kreatywność.

Zadaję zagadki: co się rymuje z wyrazem „kot”? Zaczyna się na „l” i oznacza wznoszenie się w przestworzach („lot”).

Pytam: czy te wyrazy brzmią podobnie: „mak”, „rak”? A te: „mak”, „osa”?

Wycinam obrazki i proszę, by dopasować je do siebie, wedle klucza rymów: budka-łódka, miś-ryś etc.

Można też wymienić kilka rymujących się ze sobą wyrazów (np.: rak, szpak, wspak, mak, lak) i wymyślić historyjkę z ich uwzględnieniem; nie zaszkodzi własnoręcznie ją zilustrować.

Moje dzieci uwielbiają zabawę z rymami. Rym jest absolutnie stałym gościem w naszym domu. Nigdy nie zapomnę, jak rozzłościłam się na nich z jakiegoś powodu i – rozsierdzona – podniosłam głos. Za kilka minut przychodzi skruszony czterolatek i mówi: „mamusiu, żebyś już nie gniewała się, wymyśliłem dla Ciebie wierszyk, posłuchaj”. Oto on:

„Mamusiu, nie gniewaj się…

mamusiu, kocham Cię,

(Syneczku, kocham Cię)…

Kiedy mama złości się,

niech przypomni sobie, że

nie można złościć się na dzieci, ani dawać klapsów…

Mamusiu, kocham Cię.”

Rozczulające, nieprawdaż?

Zabawa ze słowami

Mamy w domu miejsce przeznaczone na przywieszanie słów, które coś dla nas znaczą, mają jakieś zabarwienie emocjonalne, oznaczają czynności, które przeżyliśmy itd. (np. związane z urodzinami, prezenty, marzenia, życzenia) Bawimy się nimi, a ja wiem, że w ten sposób wspomagam także przyszłą naukę czytania.

Czasem wybieramy Słowo Dnia – np. zielony. Wtenczas robimy wszystko, co ze słowem tym nam kojarzy się. Doświadczamy zieleń poprzez rozmaite zmysły: pijemy zielone soczki, zabarwiamy wodę na zielono, jemy kiwi, bawimy się na trawie, gramy w zielone, ubieramy zielone ubranka, malujemy zielonymi farbkami, rozmawiamy i słuchamy piosenki o zielonych ufoludkach etc.

Wypisujemy czynności, które czekają nas danego dnia, a po ich wykonaniu, skreślamy je z listy.

Zgadujemy: „jedno z tych słów jest na literkę „m”, oznacza „kochanie kogoś”, jest uczuciem i kiedy zmienię jego pierwszą literkę, będzie brzmiało: „niłość” (mowa oczywiście o miłości). Możemy także „odegrać” dane słowo, bawiąc się w kalambury. Zgasić światło i wskazać je blaskiem latarki. Wyśpiewać, wyklaskać, przesylabizować, przeliterować, wykrzyczeć, wyszeptać, ruszać ustami nie wydając żadnego dźwięku.

Uczymy się synonimów, wzbogacając słownik – kiedy mówię, że ktoś jest „miły”, dodaję, że można go także scharakteryzować jako: sympatyczny, życzliwy, serdeczny, koleżeński, uprzejmy etc.

Zabawa z opowiadaniami

Zachęcajmy nasze dzieci do mówienia, dyskutowania, wyrażania własnego zdania, opowiadania o emocjach, o tym, co im się dziś przytrafiło, śniło, co oglądały, kiedy coś proponujemy – dajmy wybór (i niech uzasadnią, dlaczego akurat to wybrały). Do lamusa odstawmy stwierdzenie, że „dzieci i ryby głosu nie mają”! Pozwólmy im mówić głośno (przez „megafon”), ekspresyjnie. Wspólnie układajmy opowiadania, do których wykonujmy własnoręczne ilustracje. Opowiadajmy o tym, co widzimy na obrazku, używając jak najwięcej przymiotników (zielona trawa, pachnące kwiaty, milutki koziołek), uwzględniając jak najwięcej szczegółów. Uczyńmy dzieci bohaterami, bliskie im przedmioty czy znajome miejsca osadźmy w akcji opowiadania.

Włóżmy do torby kilka przedmiotów, niech dzieci zamkną oczy i wyciągną z niej parę akcesoriów, a następnie spróbują ułożyć jakąś historyjkę z ich wykorzystaniem.

Kiedy czytamy bajkę, przeanalizujmy ją raz jeszcze, własnymi słowami. Zadajmy dzieciom kilka pytań dotyczących treści. Spróbujmy odegrać scenkę, która miała tam miejsce. Zmieńmy zakończenie. Kiedy jest to bajeczka dobrze znana dzieciom, możemy wprowadzić kilka przeinaczeń i dać „złapać się” na jakimś błędzie (np.: w NIEBIESKIM Kapturku niech to NIEDŹWIEDŹ przyjdzie zjeść DZIADKA).

Zapytacie: kiedy zacząć bawić się z dzieckiem w takie zabawy? Myślę, że niektóre będą odpowiednie już dla dzieci trzyletnich, inne dla czteroletnich, czy pięcioletnich. Każde dziecko ma swój indywidualny tok rozwoju i tylko rodzic, bacznie obserwujący smyka, wie co dla jego dziecka jest odpowiednie. Niektóre z tych propozycji może nie przypadną Wam do gustu, niemniej polecam lekturę choćby po to, by zaczerpnąć inspirację do własnych zabaw. Najważniejsze, byśmy spędzali czas z dzieckiem, w sposób twórczy mniej czy bardziej, za to przepełniony do cna miłością i radością!

Wspaniałej zabawy życzę!

Artykuł z serwisu Airstar.pl Darmowe artykuły do przedruku

Autor: Anna Jełłaczyc http://annajellaczyc.poczytaj.to

Zabawy z dwulatkiem

Jestem mamą bliźniąt. Kiedy chłopcy przyszli na świat, podjęłam decyzję, by pozostać z nimi w domu (choć żenujący jest zasiłek wychowawczy na bliźnięta, albowiem jest to „całe” 400 zł). Ważniejsze od pieniędzy było (i jest) dla mnie macierzyństwo. Chciałam mieć wpływ na rozwój ich osobowości, kształtowanie ich zdolności poznawczych.

Wiele czasu spędzamy na zabawie, starając się, aby była ona kreatywna, pobudzała zmysły do działania, rozwijała chłopców psychofizycznie i dawała wiele radości, frajdy, pisków uciechy, uśmiechów. Pomyślałam, że podzielę się z Państwem swoimi pomysłami na rozmaite gry i zabawy (takie na poziomie dwulatków plus), być może zainspirują one Kogoś do sięgnięcia dalej… Wszak fantazja jest nieskończona i nieograniczona…

Od razu muszę nadmienić, iż nie stać nas na markowe, drogie, edukacyjne zabawki. Z tego też powodu posiłkujemy się zdobyczami na targach staroci albo po prostu tym, co mamy pod ręką. Angażując do tego przede wszystkim wyobraźnię.

Wykorzystujemy wszystkie ulotki, gazetki reklamowe, foldery i inne papierzyska w rozmaity sposób. Układam opowiadania, wycinam pasujące obrazki i naklejam miast danego słowa. Później, wspólnie z chłopcami, odczytujemy to. Czasem wycinamy obrazki, podklejamy na tekturki i tworzymy z tego domino, gry memo, Piotrusia, puzzle (uprzednio należy pociąć na geometryczne elementy). Wycinamy zwierzaczki i tniemy je na dwie części – następnie dopasowując błędnie i odgadujemy co powstało, np. świnkogut, kotopies, zebiedronka itp. Jest wówczas baaaaardzo wesoło! Z katalogów z ubraniami wycinamy ubranka i ubieramy naszego papierowego ludzika. Na reklamach hipermarketów uczymy się nazw poszczególnych produktów. Tworzymy kartki z podziękowaniami, kartki świąteczne, laurki, łańcuchy, origami. A kiedy maluchy są na coś rozzłoszczone, pomagam im uwolnić emocje – wszystkie te karteluszki pozwalam im do woli pomazać, pognieść, porwać, a potem wrzucamy do torby, zawieszamy pod sufitem i uderzamy w nią drewnianymi łyżkami. Aż złość nas opuszcza, i nie wiedzieć kiedy ustępuje atakowi śmiechu ;)

Uwielbiamy zabawy z malowaniem. Malujemy łapkami, stópkami, gąbką, piórkiem, patyczkami, czym się da. A później zamalowujemy kartkę czarną kredką świecową i wydrapujemy rozmaite wzory. Moje maluchy nie potrafią jeszcze ładnie malować, są to raczej fantazyjne bazgroły – ale czasem biorę kolorowe koraliki i proszę, by mówiły mi po kolei, jakiego koloru mam użyć, jaki teraz będzie kształt – i one mówią, a ja rysuję, uczę ich w ten sposób spostrzegawczości i sprawdzam, czy potrafiłyby skopiować jakiś wzorek.

Również kartony (przyniesione ze sklepu, gdzie są zbędne) dają nieograniczone możliwości. Czasem udają kasę sklepową, czasem kuchenkę (rysujemy palniki i pokrętła), pralkę, garaż, auto i każdy inny pojazd, łącznie z kosmicznym. Albo urządzamy wyścigi: trzeba stać na jednym (poskładanym), drugi ustawiać przed siebie, stanąć na nim, wziąć ten z tyłu itd. A czasem tworzą tunel czy tor przeszkód (często urządzamy ścieżkę zdrowia z bieganiem, skakaniem, turlaniem się, czołganiem itd. pomiędzy rozmaitymi rzeczami codziennego użytku).

Butelki plastikowe to już prawdziwy fenomen. Mamy z nich kręgle (a kulą jest piłka), obcięta butelka jest rewelacyjną szuflą do piasku. Łapiemy w nie piłeczki ping-pongowe (albo inna wersja: przyczepiamy piłeczkę nitką do dna kubeczka plastikowego i również próbujemy ją nim złapać). A kiedy maluchy mają problem z odsłuchaniem moich poleceń – butelka plastikowa świetnie sprawdza się jako megafon ;)

Mamy kilka rozmaitych kostek tekturowych. Na jednej narysowane mamy śmieszne polecenia. Rzucamy kostką i co wypadnie – to trzeba uczynić, np. skakać na jednej nodze. Śmiechu jest zawsze co niemiara. Na innej kostce mamy kolory. Jeśli wypadnie np. zielony – mam Dzień Zielonego i wówczas ubieramy się na zielono, pijemy zielone soczki (z kiwi), jemy zielone owoce, wyszukujemy zielonych przedmiotów, wodę do kąpieli farbujemy na zielono, wymyślamy bajki o ufoludkach. Inna kostka ma wyrysowane kształty – a gdy ją użyjemy, wówczas wyszukujemy wszędzie kształtów (które akurat wskazała) – np. trójkątne dachy, trójkątne znaki drogowe itd.

Uwielbiamy spacery, a każdy jest prawdziwą wyprawą w nieznane i daje nam masę wrażeń. Szukamy liczb i literek na szyldach, numeracji domów, oznaczeniu ulic. Liczymy kropki na biedronkach, kręgi na muszlach ślimaków czy pniach drzew. Zbieramy kamyki, piórka, drewienka, korę, szyszki, gniazdka ptaszków, skorupki jajek etc. Poznajemy w ten sposób kształty, kolory, rozmaite faktury, wielkości; dyskutujemy o ptaszkach – jakie mają nazwy, jak poruszają się, jakie wydają dźwięki, co jedzą… Wąchamy kwiatki, podziwiamy ich barwy, odczuwamy jak słoneczko pieści nas ciepełkiem czy wietrzyk otula chłodem. Udajemy, że jesteśmy odkrywcami, badaczami, wyobrażamy sobie rozmaite sytuacje (np. tropimy niedźwiedzia po śladach, przedzieramy się przez chaszcze, wchodzimy na pagórki, obserwujemy go przez lornetką, albo: jesteśmy nad morze, wchodzimy do wody, widzimy rekina, uciekamy, otrzepujemy się, wycieramy etc.) Rozwijamy mowę i słownictwo, wyobrażając sobie, że różne rzeczy do nas mówią (np. kwiatuszek może pytać czy podoba nam się, czy ładnie pachnie, mówić, że wolałby zostać tu z przyjaciółką trawką, niźli zostać zerwanym itd.). Przynoszę skrawki rozmaitych rzeczy, np. kawałek listeczka, a chłopcy muszą odnaleźć oryginał w całości. Chodzimy do Urzędu Miejskiego pojeździć windą w górę i dół, do Bazyliki zapoznać się ze sztuką, do sklepu zoologicznego podpatrzeć rozmaite zwierzaczki.

Uczymy się liczenia, kształtów, kolorów, wielkości, faktur, materiałów itd.. gdzie tylko się da i na czym tylko się da. Sortujemy autka wedle tych kryteriów; potem kamyczki, guziczki, liście i wszystko inne. Szukamy razem par skarpet, segregujemy bieliznę, garderobę, sztućce, spinacze, klamerki. Wkręcamy śrubki do nakładek, dopasowujemy nakrętki do słoików czy butelek. Wyszukujemy par, podobieństw, przeciwieństw. Uczymy się czy owo Coś leży na, pod, za, w, nad czy obok.

Puszczamy bańki mydlane, czasem dodając jakiś barwnik, co później daje fantazyjne wzory na kartce (gdy taka bańka tam pęknie). Uwielbiamy zabawy z balonikiem: dmuchanie, odbijanie, ściskanie, malowanie balonowych twarzy. A w ciepłe dni nalewamy do niego wody, wkładamy do zamrażalnika, następnie rozcinamy i mamy górę lodową.

Robimy wszystko to, co można tylko zrobić buzią, rączkami, nóżkami, paluszkami. Czytamy, opowiadamy, wymyślamy niestworzone historie, zmieniamy tembr głosu, uśmiechamy się, stroimy śmieszne miny, całujemy, przytulamy, tańczymy, skaczemy, biegamy, turlamy się, masujemy etc.

Wyszukujemy rozmaite dźwięki, wpisane w naszą codzienność tak mocno, że nieomal już ich nie słyszymy. A my skupiamy się na nich, opisując je, mówiąc co je wydaje, dlaczego, po co…

Muzyka jest u nas wszechobecna. Bawimy się nią. Na wysoki dźwięk np. podnosimy się, na niski – kucamy. Gdy uderzę w bębenek – chłopcy muszą upaść, gdy w trójkąt – chodzić na paluszkach, gdy zagram na flecie – tańczyć w kółko itd. Pozwala im to wpisać dźwięki w codzienność, uwrażliwia ich nie tylko muzycznie, uczy skupienia. Adresu i innych ważnych rzeczy uczę poprzez śpiew (polecam melodię Panie Janie, albowiem jest łatwa i prosto w nią wkomponować tekst). Odgrywamy scenki z różnych piosenek i wierszyków. W różne piosenki czy wierszyki wplatam imię synów (np. zamiast Wojtusia, na którego mruga iskiereczka, miast Pawła i Gawła, wspomnianego Pana Jana).

Uwielbiamy grę Widzę coś, co… (jest zielone, okrągłe, ma koła itd.)

Często chowam go kartonika różne przedmioty i smyki muszą je rozpoznać po dotyku, dźwięku czy zapachu, albo nawet smaku. Albo układam na stole, pozwalam się przyjrzeć i zapamiętać, następnie przykrywam chustą i wymieniamy co tam jest (albo coś zabieram i zgadujemy, czego brakuje).

Układam zagadki, chowam chronologicznie w rozmaitych miejscach i odgadując rozwiązania – dochodzimy do skarbu-niespodzianki. Albo dochodzimy do niej po uprzednio wyciętych konturach maluczkich stopek. Często też losujemy kostką, jaka dziś czeka nas niespodzianka. Albo wycinam coś z folderu reklamowego, robię z tego puzzle i nagradzam poszczególnymi elementami za dobra uczynki. Całość poprawnie złożona oznacza porę na nagrodzenie dzieci.

Także jedzenie może być zachętą do nauki. Winogronowa gąsienica pomaga nam w liczeniu, poznawaniu kształtów czy kolorów. Tak samo jak twarze z geometrycznych kanapeczek, sera, szyneczki czy ogórka. Wszystko jest okazją do poznawania smaków, zapachów, kształtów, kolorów, wzbogacania słownictwa.

Suszymy kwiaty, podlewamy roślinki, oglądamy gwiazdy, robimy biżuterię z jarzębiny, płatków śniadaniowych, makaronu, łódki z kory, stempelki z ziemniaków, zwierzaczki z żołędzi, kasztanów, szyszek, lepimy w glinie, puszczamy zajączki na ścianie, latawce, łapiemy cień…

Mogłabym tak w nieskończoność, ale chyba nie o to chodzi… Jeju, każdy dzień daje nam szansę na odkrycie czegoś wspaniałego, nowego, niesamowitego. Wystarczy rozejrzeć się wokół. Wszystko, co tu opisałam – stymuluje jakieś zmysły, rozwija psychofizycznie, wzbogaca zdolności motoryczne, manualne, językowe, stymuluje wyobraźnię i umysł do działania. Wcale nie trzeba do tego wielkich nakładów finansowych, wystarczy jedynie odrobina chęci, czasu. Dzieciom często nie trzeba drogich zabawek, ale naszej uwagi, zaangażowania, obecności, wsparcia, stymulacji rozmaitymi bodźcami, podsunięcia pomysłu. Wystarczy, byśmy byli – wszak Bycie Rodzicem to działanie Każdego Dnia (a nie jedynie 1 czerwca)!

Swoim Synom dziękuję za inspirację i za to, że dzięki Nim na nowo mogę spojrzeć na świat oczyma dziecka

Artykuł z serwisu Airstar.pl Darmowe artykuły do przedruku

Autor: Anna Jełłaczyc http://annajellaczyc.poczytaj.to

środa, 12 października 2011

Jak nauczyć małe dziecko mówić

Autorem artykułu jest Hanna Badura


Jak nawiązać kontakt słowny z kilkumiesięcznym dzieckiem? Jak zachęcić je do wypowiadania dźwięków i pierwszych słów poprzez zabawę? Metoda jest prosta i przyjemna również dla rodziców.

Wszyscy rodzice z niecierpliwością czekają na pierwsze słowa swojego dziecka, mając nadzieję, że już wkrótce będzie można z nim przeprowadzić krótką „rozmowę”. Każdy ma nadzieję, że pierwszym słowem będzie „mama”, „tata” itp. Często ten czas oczekiwania jest bardzo długi; nie wszystkie dzieci wypowiadają z dużą łatwością tego rodzaju słowa, co uniemożliwia nawiązanie słownego kontaktu.

A może nie warto czekać? Może lepszym rozwiązaniem będzie nawiązanie kontaktu z dzieckiem w dużo łatwiejszy dla niego sposób? Od wielu lat w Anglii odbywają się kursy dla rodziców, na których mogą oni się nauczyć, jak rozmawiać ze swoim dzieckiem poprzez gaworzenie. Inicjatorką tego programu jest Sally Ward, logopeda.

Jeśli chcecie pomóc swojemu dziecku nauczyć się mówić, opanujcie sztukę dziecięcego gaworzenia – radzi Sally Ward. Gaworzcie razem z nim. Dla waszej pociechy słowa typu „gu-gu”, „pa-pa” czy „bam” są dużo bardziej atrakcyjne niż na przykład „koń” lub „dom”. Nie próbujcie więc prowadzić „dorosłych” rozmów. Rozmawiajcie z nim, gdy tylko skończy dziewięć miesięcy (Ward opiera się w swej metodzie na naukowym stwierdzeniu, że dziecko zaczyna rozróżniać dźwięki od dziewiątego miesiąca życia).

Jeśli chcecie nauczyć swoje dziecko mówić naprawdę dobrze, to:

- gaworzcie i rozmawiajcie z nim wystarczająco długo (pół godziny dziennie to czas zalecany, ale przypadku braku czasu nawet kilka minut będzie użyteczne);

- róbcie to w sposób interesujący; niech dziecko decyduje, o czym będziecie rozmawiać; podążajcie za jego uwagą; dopasowujcie słowa do tego, na co właśnie patrzy, do ruchów, które wykonuje, do zabawek, którymi właśnie się bawi; jeśli na przykład uderza w pokrywkę od garnka, powiedzcie po prostu „bęc” lub „dzyń-dzyń”;

- na czas rozmowy wyłączcie telewizor i radio, by dziecko skoncentrowało swoją uwagę wyłącznie na wypowiadanych przez was słowach ( w tym wieku dziecko nie potrafi rozróżniać głosów z otocznia).

Jeśli maluch usłyszy, że powtarzacie to, co mówi, wkrótce zacznie robić to, co wy i zacznie zapamiętywać wasze słowa, widząc w tym świetną zabawę. Kontaktu z dzieckiem nic nie zastąpi. Nie da tego efektu oglądanie na przykład programu „Teletubisie”, którego bohaterowie mówią jak małe dzieci. Według Sally Ward brakuje tu interakcji, bezpośredniego kontaktu językowego. Dzieci, z którymi rodzice „rozmawiali”, powtarzając ich mowę, osiągnęły ponadprzeciętne umiejętności językowe oraz w istotny sposób rozwinęły swoją inteligencję.

---

Hanna Badura
Autorka bloga z wierszami dla dzieci:
wierszyki-hani.blogspot.com

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Jak umiejętnie chwalić swoje dziecko

Autorem artykułu jest Hanna Badura


Rodzice chwalą swoje dzieci po to, by dodać im pewności i wiary w siebie. Niestety pochwały często przynoszą odwrotny skutek. Powodują, że dziecko czuje się zażenowane i zakłopotane. Jak zmienić sposób chwalenia, by wywołać uśmiech na twarzy dziecka?

Rodzice uważają, że dzieci są zadowolone z każdej pochwały, jaką usłyszą, i zawsze z radością je przyjmują. Tak jednak nie jest. Pochwała często powoduje u dzieci zażenowanie i złe samopoczucie, które przejawiają się często odpowiedziami odrzucającymi pochwałę.

Przykład: Matka: To wspaniały obraz!

Syn: Uważam, że jest marny.

Wynika to z tego, że tego rodzaju pochwały są oceną (tzw. pochwały oceniające). Dziecko ma wrażenie, że jest cały czas obserwowane i oceniane. Wiele dzieci traktuje pochwały rodziców jako sugestie, by nadal się tak zachowywały – zgodnie z oczekiwaniami rodziców, np. by uprawiały sport, rysowały, sprzątały.

Dziecko często czuje się przytłoczone pochwałą, która z punktu widzenia rodzica jest poprawna i motywująca. Gdy słyszy zdanie: „To niesamowity rysunek, najlepszy, jaki w życiu widziałem!”, przypominają mu się wszystkie słabe strony swojej pracy i odrzuca pochwałę. Dziecko wyczuwa, że rodzic mówi tak, bo chce mu sprawić przyjemność, że nie jest to szczera wypowiedź. Taka pochwała nie daje żadnego pozytywnego rezultatu.

Poza tym dziecko ma wrażenie, że pochwały są automatyczne. „Jesteś wspaniała”, „Jesteś grzeczny”, „To jest piękne i wspaniałe” - można powiedzieć w każdej sytuacji, automatycznie, by „zbyć” dziecko; te pochwały nie wypływają z wnętrza rodzica.

Jak można udoskonalić chwalenie dzieci? Poniżej przedstawiono dwa sposoby (inspirowane książkami Thomasa Gordona oraz Adele Faber i Elaine Mazlish).

Gdy rodzice chwalą swoje dzieci, zawsze używają zdań typu „ty”:

Jesteś grzeczną dziewczynką.

Dobrze się dzisiaj zachowałeś.

Wspaniale napisałaś to wypracowanie.

Pochwała odniesie lepszy skutek, gdy wypowiedź typu „ty” zostanie zamieniona na wypowiedź typu „ja”. Pochwała typu „ja” powinna zawierać trzy części:

opis zachowania dziecka, uczucia doznane przez rodzica, konkretny efekt zachowania dziecka.

Przykłady: Dziecko sprzątnęło kuchnię z własnej inicjatywy.

Matka: Bardzo się cieszę, że sprzątnąłeś kuchnię, bo dzięki temu będę mogła poczytać nową książkę.

Dziecko dba o swoje włosy i często je myje.

Rodzic: Przyjemnie się patrzy na twoje włosy, gdy są takie czyste i zadbane.

Inną dobrą metodą jest chwalenie poprzez opis tego, co dziecko zrobiło. Są to tzw. pochwały opisowe. Najlepszym przykładem na to jest chwalenie rysunków dziecka. Zamiast oceniać: „Pięknie to narysowałeś”, „To wspaniały obrazek” itp. , lepiej opisać to, co się widzi: „Widzę wesołą dziewczynkę, psa i kwiaty. A ten domek wygląda jak prawdziwy”. Dziecko sprzątnęło swój pokój – zamiast mówić: „Jesteś grzeczny”, „Jesteś wspaniała” itp., lepiej powiedzieć: „Widzę równo poukładane klocki, książki odłożone na półkę. Aż miło popatrzeć”.

Słysząc takie pochwały, dziecko wie, że są one szczere, niewymyślone na poczekaniu, adekwatne do tego, co zostało zrobione, że jego praca, wysiłek, zachowanie itp. zostały zauważone i docenione.

---

Hanna Badura
Autorka bloga z wierszami dla dzieci:
wierszyki-hani. blogspot.com
Polecam: http://tnij.org/sukcesdziecka

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Dlaczego dziecko płacze

Autorem artykułu jest Hanna Badura


Rodzice bardzo nie lubią, gdy ich dziecko płacze. Starają się temu zapobiec za wszelką cenę, ponieważ uważają, że płacz malucha jest oznaką ich błędów wychowawczych albo słabości dziecka. Jednak zapobieganie płaczowi okazuje się niekorzystne dla malucha.

Co jakiś czas w dziecku gromadzi się uczucie zawodu i frustracji, ponieważ nie jest w stanie samodzielnie wykonać wielu rzeczy albo po prostu nie wolno mu ich robić.

Tę sytuację można porównać do beczki (porównanie zaczerpnięte z książki Heike Baum) napełniającej się niepowodzeniem, porażką i uczuciem zawodu. Po jakimś czasie beczka wypełni się po brzegi i jedna drobnostka spowoduje, że jej zawartość się przeleje. Ta pełna beczka jest bardzo ciężka. Dzieci bardzo wyraziście odczuwają napięcie wynikające z porażek, nieudanych działań czy zakazów – dlatego chcą się go pozbyć. W takiej sytuacji nawet ciastko, którego rodzice nie chcieli mu dać przed obiadem, może spowodować, że maluch cały swój żal i frustrację będzie chciał po prostu wypłakać.

Dorośli, również rodzice, nie są w stanie ocenić stopnia rozpaczy swojego dziecka. Maluchowi chodzi nie tylko o ciastko, ale również o to, że nie mógł dziś oglądać telewizji, że pani w przedszkolu zwróciła mu uwagę podczas obiadu, że rysunek nie wyszedł mu tak, jak tego chciał. W takiej sytuacji powiedzenie dziecku, że taki drobiazg (niepodanie ciastka przed obiadem) nie powinien być powodem do płaczu, nic nie pomaga. Rodzice w takich momentach powinni wykazać się opanowaniem, aby ich pociecha wiedziała, że jej uczucia mają prawo się przejawić, również wtedy gdy nie są pozytywne.

Dziecko potrzebuje wtedy pocieszenia i wsparcia, możliwości wypłakania się – bo spotkało je niepowodzenie i przez chwilę świat wydaje mu się niesprawiedliwy. W takiej sytuacji nie pomoże szybkie wręczenie ciastka – to sprawiłoby tylko, że przykre uczucie żalu i frustracji zostałoby ponownie stłamszone i dziecko nie mogłoby się odprężyć.

Warto również zaznaczyć, że maluchy nigdy nie złoszczą się dlatego, że chcą zdenerować swoich rodziców i opiekunów (choć wielu tak się wydaje). Czynnikiem sprawczym jest zmartwienie i chwilowy brak wiary we własne możliwości. Nie udaje im się namówić rodziców, aby im na coś pozwolili, czasem mają problemy w kontaktach z innymi dziećmi. Te niepowodzenia wywołują u nich uczucie dużego żalu i płaczu, a czasem nawet napady szału. Kiedy z czasem wiara w siebie i pewność siebie w dziecku się umocnią, sceny rozpaczy i ataki złości staną się coraz rzadsze.

---

Hanna Badura
Autorka bloga z wierszami dla dzieci:
wierszyki-hani. blogspot.com
Polecam: http://tnij.org/sukcesdziecka

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Jak wspierać dziecko w rozwijaniu pewności siebie w codziennych sytuacjach

Autorem artykułu jest Hanna Badura


Rodzice i opiekunowie często nie zdają sobie sprawy, jak ogromnie negatywny wpływ mają na dziecko ich komentarze krytykujące i negatywnie oceniające poczynania malucha. Powinni oni całkowicie usunąć ze swojego słownictwa wszelkie negatywne zdania w odniesieniu do dziecka.

Rodzice i inni dorośli z otoczenia dziecka są w dużym stopniu odpowiedzialni za to, jakimi umiejętnościami dziecko może się wykazać. Dzieci, które są frustrowane przez rodziców nisko oceniających ich działania, tworzą negatywny obraz własnej osoby – uważają, że nigdy nie odniosą sukcesu, ponieważ nie są wystarczająco mądre, aby się nauczyć pewnych działań i umiejętności.

Dzieci z negatywnym obrazem własnej osoby nie będą wierzyły we własne siły w szkole, a w wieku dorosłym nie będą w stanie konstruktywnie rozwiązywać swoich problemów. Będą ciągle powtarzać, że nic im się nie udaje, i rzeczywiście tak będzie. Są to tzw. samospełniające się przepowiednie.

Mamy z nimi do czynienia również w sytuacjach dotyczących sukcesu. Występuje to głównie wtedy, gdy dzieci uczą się wierzyć we własne siły i możliwości, gdy przekonują się, że poprzez swoje działania mogą wprowadzić zmiany w swoim życiu, że istnieją umiejętności, które należy ćwiczyć, aby w przyszłości odnieść sukces.

Aby rozwinąć pewność siebie i wiarę we własne możliwości u dzieci, należy wspierać je emocjonalnie i psychicznie.

Zdania w rodzaju: „Nie dasz rady”, „Z tego nic nie będzie”, „To ci nie wyjdzie”, „Przecież tego nie potrafisz” dorośli powinni na stałe usunąć ze swojego słownictwa.

Jeśli dziecko dociera do granic własnych możliwości, samo to zauważy. Nie trzeba mu o tym mówić. Każdy maluch uczy się w swoim własnym tempie – takim, jaki najbardziej mu odpowiada.

Dzieci potrzebują zapewnień dorosłych, że wszystko im się uda, że ich działania są uważane za wspaniałe, że ich dążenia do samodzielności są chciane i oczekiwane.

---

Hanna Badura
Autorka bloga z wierszami dla dzieci:
wierszyki-hani. blogspot.com
Polecam: http://tnij.org/sukcesdziecka

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl
Jak śpi niemowlę ?

Sen to dla Twojego maluszka naturalny filtr chroniący przed nadmiarem informacji, których jego mózg nie jest jeszcze w stanie całkowicie przyswoić. Dziecko rodzi się z jeszcze nie w pełni wykształconym ośrodkowym układem nerwowym, dlatego docierające do niego bodźce są przez układ nerwowy przetwarzane w niedoskonały sposób.

Kiedy maluszek śpi, jego umysł odpoczywa, a ciało… rośnie. Przez pierwsze miesiące Twoje maleństwo funkcjonuje w charakterystycznym, trójdzielnym rytmie. Co dwie lub trzy godziny kolejno następują fazy: czuwania, snu aktywnego i snu głębokiego.

Faza czuwania to czas, kiedy niemowlę nie śpi. Wyraźnie odbiera bodźce wzrokowe, kieruje główkę w stronę światła, jest względnie spokojne, niezbyt często porusza rączkami i nóżkami. Jeśli Twój maluszek nie lubi, gdy w pokoju jest ciemno, przez pierwsze trzy lub cztery miesiące zostawiaj na noc zapaloną lampkę.

Gdy po przebudzeniu dziecko zobaczy światło, a nie będzie głodne, prawdopodobnie po chwili ponownie zaśnie. W fazie snu aktywnego maluszek się wierci, posapuje, rusza powiekami i gałkami ocznymi. Często podkurcza i prostuje nóżki, szuka najwygodniejszej pozycji. To zupełnie normalne. Nie musisz od razu wyjmować dziecka z łóżeczka i próbować go utulać czy karmić.

W ten sposób tylko wybijasz go ze snu i zaburzasz naturalny rytm. Sen głęboki charakteryzuje się tym, że niemowlę przyjmuje najdogodniejszą dla siebie pozycję, śpi z lekko rozchylonymi ustami, oddycha regularnie, ma miarowe, spokojne tętno.

Nie wolno wtedy wybudzać dziecka, gdyż przerywanie tej fazy powoduje rozregulowanie całego cyklu. Maluch może stracić apetyt, stać się płaczliwy i drażliwy. Przywrócenie poprzedniego rytmu wymaga później wiele cierpliwości.

Dlatego nawet jeśli malec ma mokrą pieluszkę lub wydaje Ci się, że powinien coś zjeść albo wyjść na spacer, poczekaj, aż sam się wybudzi i przejdzie do fazy czuwania bez płaczu, przetrze oczka, poziewa, poprzeciąga się…
Autor: Beata Artykuł do pobrania z serwisu airstar.pl

wtorek, 11 października 2011

Rodzicu, baw się z dzieckiem

Autorem artykułu jest Mateusz strzelec


Jak bawić się z naszym dzieckiem i jakie zabawy orz gry wybierać przy zabawie z maluchami, na te pytanie i wiele innych odnajdziemy odpoweidzi w tym poradniku.

Spędzanie czasu wolnego z dzieckiem, stanowi dla wielu rodziców nie lada wyzwanie. Pod natłokiem obowiązków zawodowych, ale również domowych, ciężko jest wygospodarować chwilę sam na sam z maluchem, kiedy możemy mu poświęcić całą naszą uwagę. Pocieszenie dla ciągle zajętych rodziców stanowi fakt, że psychologowie zgodnie twierdzą: to nie ilość czasu jest czynnikiem determinującym, ale jakość zabawy.

Z całą pewnością lepiej jest poświęcić pół godziny wyłącznie dziecku, sprawić, że poczuje się ważne, potrzebne, zyska nasze zainteresowanie, niż rozmawiać z nim kilka godzin, znad deski kreślarskiej, czy znad ekranu komputera.

Wielu rodziców skarży się, że zabawy z dziećmi ich nie pociągają, albo też, nie potrafią tego robić. Rozmowa z lalkami, wyścigi samochodzików- być może czasami ciężko dostosować się do malucha. Na szczęście istnieją także inne sposoby spędzania czasu z pociechą. Doskonałą okazją do wspólnej zabawy całą rodziną, są puzzle dla dzieci. Warto zauważyć, że wybierając ten sposób rozrywki, dziecko ćwiczy swój umysł: abstrakcyjne i logiczne myślenie, kojarzenie faktów, orientację przestrzenną, kreatywność, a w przypadku zupełnie małych dzieci: również zdolności manualne.

Jak w każdym przypadku, również tutaj ważne jest dostosowanie poziomu zabawy do wieku. Zbyt skomplikowana zabawka, nie ważne jak doskonała nam się wydawała, tylko zniechęci dziecko i wprowadzi je we frustrację. Wybór ułatwia odpowiednie oznakowanie zabawek- producenci umieszczają na nich cyfry, które oznaczają od jakiego wieku, dziecko znajdzie w nich radość. Jeżeli nie możemy pozwolić sobie na sklepową zabawkę, istnieje również bardziej kreatywne wyjście.

Najlepszym przykładem są puzzle, które można wykonać całkowicie samodzielnie. Wystarczy na tekturową podkładkę nakleić kartkę papieru, a następnie poprosić dziecko o namalowanie obrazka. Następnie należy polecić dziecku pocięcie tej tekturowej podkładki na małe kawałeczki. Dla dzieci młodszych mogą to być kwadraty o w miarę regularnych kształtach. Dzieciaki starsze oczywiście warto prosić o pocięcie brystolu w bardziej skomplikowane kształty, zdecydowanie trudniejsze do połączenia. Zabawa w domowe puzzle jest jedną z ulubionych zabaw niań i opiekunek.

Dziecko potrzebuje naszego zainteresowania i wspólnej zabawy, by móc w przyszłości tworzyć udane związki oraz relacje z innymi członkami społeczeństwa. Zwróćmy na to uwagę i poświęćmy mu codziennie chwilę czasu, bez względu na to jak mało go posiadamy. Decydując się na dziecko bierzemy na siebie dużą odpowiedzialność.

---

Labirynt dla dzieci - wydrukuj i pokonaj trasę w labiryncie

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl